Pięć miesięcy do Euro.

Ostatni wpis o kadrze.

Pięć miesięcy do Euro. Różowe okulary głęboko w szufladzie

A, przecież jakoś to będzie, przecież Lewy strzela gole, przecież Krychowiak zbudził w sobie spatchowaną wersję 2.0, przecież polska szkoła bramkarzy, przecież Milik, przecież kandydat do ataku numer 6-8 idzie za cztery miliony Euro do Celtiku, przecież eliminacje wygraliśmy.

Reprezentacja Polski jest w takiej sytuacji, że różowe okulary są dla niektórych w zasięgu ręki, ale niestety tylko, jeśli odwołać się do powierzchownych argumentów. Nasze drużyny na pół roku przed finałami często na takie przypadłości chorowały, a potem był płacz, zgrzytanie zębów, Pedro Pauleta wrzucający na karuzelę Tomasza Hajtę, uciekający Odonkor, spacer Szczęsnego i inne polskie tragedie.

Patrzmy na biało-czerwonych realnie zamiast zasłaniać problemy rekordami Roberta Lewandowskiego czy wygraną z Izraelem. A realnie rzecz biorąc, kłopoty są widoczne gołym okiem.

ZŁAMANY LOT BIELIKA

Krystian Bielik w paździerzowym meczu z Tottenhamem U23 zerwał więzadła krzyżowe i nie zagra przez pół roku.

Minimum.

Niektóre diagnozy są jeszcze brutalniejsze, sięgają nawet roku błąkania się po salach szpitalnych.

Ale nawet przyjmując tę najbardziej optymistyczną, nawet jeśli jakimś cudem Bielik stanąłby na nogi, to nie ma cudów: straci całą rundę wiosenną i nie ma szans przygotować formy. Może co najwyżej pojechać jak Sebastian Mila w 2016, potowarzyszyć, przybić piątkę, a na deser zrobić wywiad z Kamilem Grosickim.

A przecież nie ukrywajmy, bardzo liczyliśmy, że pokaże się w ODROBINĘ innej roli. Może zagrał do tej pory w pierwszej kadrze dwieście minut, ale – delikatnie mówiąc – to było nieprzypadkowe dwieście minut, tylko takie, które obiecywało znacznie więcej.

Bielik ma bardzo nowoczesny zestaw cech jak na polskiego środkowego pomocnika, w teorii o inklinacjach defensywnych: potrafi się bujnąć do przodu, zrobić przewagę dryblingiem i napędzić całą akcję, a przecież o tyłach nie zapomina, ma siłę, ma inteligencję taktyczną. Porównajmy to choćby do arsenału, jakim dysponował Mariusz Lewandowski – jasne, Cycuś był w porządku, szanujemy, ale opanowanie do perfekcji podania do najbliższego i nieprzygotowana bomba w trybuny z czterdziestu metrów przydają się rzadziej niż mogłoby się wydawać.

Bielik jeszcze jest mimo wszystko na szlifierni piłki nożnej wysokiego poziomu, ale potencjał ma w zasadzie bez ograniczeń. Tu nie ma sufitu.

Mógł uwolnić ten potencjał akurat na Euro 2020 i pokazać Coś Więcej? Mógł. Już na pewno tego nie zrobi.

ROZREGULOWANY REWOLWER PIĄTKA

Do pewnego momentu historia Krzysztofa Piątka przypominała bardziej nawet nie film, ale disneyowską baśń. Niestety, na disneyowskie baśnie w prawdziwym życiu nie ma miejsca, w końcu wjechały przyziemne „Trudne sprawy”.

Jaka jest prawda o Piątku, o jego potencjale, o tym co osiągnął? Jak dziś traktować słowa Gattuso z wiosny, gdy Krzychu strzelał w Milanie jak z AK47, gdy „Pio Pio” osiągnęło apogeum, a zarazem jego własny trener trener w ramach anegdotki przyznał, że Polak w sumie nic tak wyjątkowego na treningach nie pokazuje, ale potem trafia w meczach?

Wyrokować w ogólniejszym sensie dziś się nie da. Jest za wcześnie. Ale pewne jest jedno i to dla każdego:

Krzysiek Piątek nie jest dzisiaj maszyną do strzelania bramek. Możemy opowiadać o Suso czy całej słabości pomocy Rossoneri, możemy znaleźć niejedną kojącą argumentację, ale liczby są brutalne:

Piątek w tym sezonie z gry trafił raz. Trafił z Lecce, siedemnastą drużyną Serie A, trafił jeszcze na San Siro. Od 2:30:

Różnica jest taka, że Piątek sezon wcześniej, grając w słabszej Genoi, Lecce pokonał czterokrotnie. Wtedy co miał na nodze, to trafiał, a nawet czego nie miał, to i tak jakimś cudem zmieniał w złoto.

Wtedy, jesienią 2018, modna była narracja: mamy dwóch napastników na najwyższym poziomie. Może to było na wyrost, ale o Piątku było wówczas naprawdę bardzo głośno w Europie i nie tylko – z perspektywy to w zasadzie osobny fenomen. Tak hitowy transfer po raptem pół roku swoje mówi.

Dzisiaj Piątek stoi w obliczu albo nauki od 38-letniego Ibrahimovicia, który posadził Polaka na ławie, albo wyjazdu w nieznane.

PROBLEMY ZDROWOTNE

Jasne, akurat takie przyszły czasy co do napastników, że chyba tylko jeszcze na bramce mamy taką konkurencję. Milik znacznie dłużej niż Piątek udowadnia przynależność do wysokiego europejskiego poziomu, w tym sezonie, szczególnie jak na cieniujące Napoli, strzela więcej niż często.

Ale też Milik jesienią złapał dwa urazy. Jedną sprawą, że kolejny uraz wiosną – odpukać – nikogo nie zdziwi, ale drugą, że długi sezon z kontuzjami po drodze może odbić się na jego letniej formie. Niby w przypadku Milika zdążyliśmy się w pewnym sensie przyzwyczaić, że ma wyjątkowego pecha do urazów, a potem „wygrywa z nimi mecze”, bo znowu wraca na dobry poziom, ale nie da się ukryć – przeszkadzają mu one naprawdę się rozpędzić.

A przecież również Bereszyński w Sampie wypadł na najdłuższy okres odkąd wyjechał do Włoch. Fabiański ledwo został uznany przez Brzęczka za niepodważalny numer jeden, a wyłączył go na ponad dwa miesiące uraz biodra. Linetty – tak, istnieje taki piłkarz w kontekście kadry – uraz mięśni przywodziciela. Szczęsny w grudniu dwie kolejki pauzował przez problemy mięśniowe. Góralski – uraz pleców. Reca zaczął grać w Serie A regularnie – problemy z udem. Przecież nawet żelazny Lewandowski przeszedł w grudniu operację pachwiny.

Oczywiście, to jest futbol, kontuzje są wliczone w życie każdej drużyny. Ale nasza nie ma szczególnej głębi na ławce, przynajmniej nie na taki poziom, jakiego wymaga Euro 2020.

PIŁKARZE NA NIEPEWNYM GRUNCIE

Tomasz Kędziora miał udaną jesień w reprezentacji, zwracano uwagę, że to Kędziora lepszy, grający bardziej ofensywnie, a nie tylko encyklopedyczna definicja hasła „no, solidny”.

Ale Kędziora w klubie właśnie przechodzi spore zawirowania. Jego tam, po prostu, nie chcą. Jeszcze do niedawna zastanawiano się, czy Dynamo to powoli nie za niskie progi, czy nie przydałby się kolejny krok, a teraz to on jest wypychany z Kijowa, siedzi na walizkach.

I jasne, może gdzieś odnajdzie się lepiej, może to właściwy moment, by zmienić otoczenie, ale też jest to runda przed Euro ważnego ogniwa reprezentacji Polski, która będzie niewiadomą – jakoś więcej mamy pewności na ostatnie pół roku przed finałami wobec sytuacji, gdy ktoś ma mocną pozycję w klubie i szykuje się, po prostu, na regularne granie tydzień w tydzień.

Podobna sytuacja z wspomnianym już Piątkiem, podobnie z Jackiem Góralskim, który być może wywędruje do Kazachstanu.

A przecież są jeszcze ci, którzy znajdują się w orbicie kadry, a ich niepewny grunt to własna szatnia. Dawid Kownacki – powiedzmy to głośno – jest dziś cieniem samego siebie. Dla Fortuny, która wydała na niego krocie, to największe rozczarowanie jesieni. Kto chce się cieszyć, że gra, kto chce argumentować, że ma czas – wasza sprawa, naszym zdaniem nie robisz rekordowego transferu w historii klubu, by kogoś rozwijać na sezon 21/22 albo by raz na dwie kolejki taki gość nie zagrał marnie.

SELEKCJONER NIE TRZYMA CIŚNIENIA

Jeśli jakieś pytanie najczęściej pojawiały się w kontekście Jerzego Brzęczka tuż po jego zatrudnieniu, to pytanie o presję.

Gdzie prowadzenie Wisły Płock, gdzie GKS-u Katowice, a gdzie reprezentacja Narodowa?

Oczywiście w niej grał, był nawet kapitanem, ale to nie ta sama półka presji co wobec selekcjonera, nie jest nawet blisko.

Selekcjoner już parę razy tego ciśnienia nie trzymał, często na konferencjach wyglądał, jakby przeżywał właśnie tortury, a na torturach wyciskano z niego różne dość osobliwe wypowiedzi. Nie da się powiedzieć, żeby swoją postawą budował zaufanie. Przeszedł gruntowną metamorfozę, gdzie zaczynał od otwartości, brylowania w mediach, ale po drodze doszedł do etapu oblężonej twierdzy.

Niestety to się widać gruntuje, mury rosną, co pokazuje wywiad dla austriackiej gazetki „Tiroler Tageszeitung”, dla której przerwał milczenie, a w której trener reprezentacji Polski ponownie prezentuje grację Rafała Janickiego wyprowadzającego piłkę z okolic swojej szesnastki.

Selekcjoner:
– Uważa, że jest prześladowany przez media, które szczególnie krytykowały go po godnych krytyki meczach ze Słowenią i Austrią, chyba nie rozumiejąc o ile większa jest odpowiedzialność przy prowadzeniu kadry Polski, o ile to wyższy świecznik, i że jakoś jego poprzednik sobie z tym długo radził, także przy gorszych momentach;
– Rzuca klasycznym brzęczkizmem, czyli wypowiedzią tak absurdalną, że trudno cokolwiek z nią zrobić. „Pokażcie mi na całym świecie jednego dziennikarza, który przed meczem już wie, jaki będzie miał on przebieg” – jakby ktoś taki istniał, to by został milionerem w bukmacherce, a potem został skaperowany przez Barcelonę/Real/Bayern na analityka, ale nikt taki nie istnieje, bo nikt nie wie jaki mecz będzie miał przebieg;
– Wraca do tematu Błaszczykowskiego, który mógł elegancko uciąć, rzucić nawet jakimś truizmem, tymczasem wchodzi w temat z butami i znowu skupiając się na ataku prasy.

Nic tutaj nie budowało wiary, połowa pary w szamotanie się z prasą. Efekt?

Znowu prawie każda wypowiedź budziła to samo pytanie, co na początku selekcjonerskiej przygody, a przecież to już półtora roku, już cała kampania eliminacyjna za nami.

Kapitan statku cały czas, przy prawie każdej okazji, pokazuje nie pewność, a elektryczność.

Fot. FotoPyK

Pazdan pompował Glika, Bielik dał nadzieję. Noty za Słowenię

Pazdan pompował Glika, Bielik dał nadzieję. Noty za Słowenię

Niestety w pełni zasłużenie przegraliśmy w Ljubljanie, byliśmy gorsi od ambitnej i dobrze zorganizowanej Słowenii. Indywidualnie w zasadzie nikt mocniej nie błysnął, więc jako zespół nie istnieliśmy. Nota wyjściowa była dla naszych kadrowiczów szczytem możliwości, a i to udało się jedynie dwóm zawodnikom, z czego jeden wchodził z ławki. Słabiutko, panowie, słabiutko. Noty w skali 1-10, wyjściowa 5.

Łukasz Fabiański (4) – Nie jest to jakiś spektakularny błąd czy kiks na YouTube, ale mógł zrobić znacznie więcej przy drugim golu. Sporar oddał sygnalizowany strzał z ostrego kąta, a Fabiański dostał siatę jak jakiś debiutant. Oprócz tego wszystko było dobrze – dwie bardzo dobre interwencje na przedpolu, dwa odbite strzały Ilicicia. Ale zachowanie przy bramce na 0:2 nie pozwala dać noty wyjściowej.

Tomasz Kędziora (5) – Solidny występ. Na swojej stronie mniej więcej panował nad sytuacją, większych wpadek w tyłach nie miał. W ofensywie w miarę możliwości dość aktywny, choć niewiele z tego wynikało. Takich momentów jak fajny przerzut do Grosickiego na początku meczu było mało.

Michał Pazdan (2) – Wspaniale podpomował nieobecnego Glika. Gdybyśmy nie znali sytuacji klubowej Pazdana, sądzilibyśmy, że od roku siedzi na trybunach. Zagubiony, niepewny, źle się ustawiający i podejmujący nieoptymalne decyzje. Zaczął od prostego błędu w rozegraniu, a później… było już tylko gorzej. Strasznie zawalił drugiego gola, bo i ustawienie było nie takie jak trzeba, ani szybkość reakcji. Stoper Ankaragucu miał duże problemy przy dalekich piłkach, kilka razy brakowało mu zdecydowania, więc rywale go ogrywali. No i przy bramce na 0:1 także mocno maczał palce, bo zupełnie nie ogarniał wydarzeń w swojej strefie.

Jan Bednarek (4) – Również kilka razy interweniował nerwowo i popełniał proste błędy (szczególnie przy wybiciach), ale nie raziły one w oczy aż tak bardzo jak w przypadku Pazdana. W każdym razie zawodnik Southampton swoich notowań na pewno nie zwiększył.

Bartosz Bereszyński (4) – Cały czas w grze, bardzo aktywny w akcjach ofensywnych. Szkoda, że po zmianie stron jego strzał został zablokowany, gdy wbiegł w pole karne. Na tle ogółu nie wypadł najgorzej, choć w normalnych okolicznościach nie mówilibyśmy nawet o solidnym występie.

Piotr Zieliński (3) – Akcji jeden na jeden wygrywał całkiem sporo, raz nawet potrafił minąć trzech rywali przy linii, tyle że w finalnej fazie zagrał za lekko na drugą stronę. I tak wyglądał ten mecz w jego wykonaniu. Niby kiwał, podawał, zmieniał pozycje, ale jak przychodziło co do czego, zawsze czegoś w jego poczynaniach brakowało.

Grzegorz Krychowiak (4) – Obiecująco zaczął, energia go rozpierała, ale później zdziadział. Zdecydowanie za łatwo pozwolił Strunie na zbliżenie się do naszej bramki przy pierwszym golu, licząc jedynie na kolegów. Oddał chyba nasz pierwszy celny strzał. Była to już 70. minuta, co wiele mówi o postawie polskiej ofensywy.

Mateusz Klich (2) – Trzeci współwinny utraty bramki dającej Słoweńcom prowadzenie. Kolejny rozczarowujący występ. Początek jeszcze – jak całej drużyny – nie najgorszy. Z upływem czasu znów irytował. Mało przydatny w destrukcji, jeszcze mniej w kreacji.

Kamil Grosicki (3) – Były dobre momenty. Na początku spotkania wywalczył rzut wolny tuż przed polem karnym. Niedługo po zmianie stron notował ciekawe otwierające podania do Zielińskiego i Bereszyńskiego. Podobnie jednak jak pomocnik Napoli, w tych sytuacjach, w których najbardziej wypadało pokazać jakość, zawodził. Zepsuł wszystkie dobre okazje do dośrodkowania, a kilka razy odpowiednio ustawieni partnerzy czekali tylko, aż ktoś precyzyjnie zaadresuje do nich piłkę. Grosicki strzelił gola, który powinien być uznany w kontekście tego czy podający Lewandowski faulował czy nie faulował, ale uderzał już wyraźnie po gwizdku sędziego, co z pewnością miało spory wpływ na zachowanie przeciwników.

Krzysztof Piątek (2) – Przez większość meczu poza grą. Jedno ciekawsze odegranie do Lewandowskiego.

Robert Lewandowski (3) – Starał się, walczył, szukał gry, ale taki opis uznalibyśmy za wystarczający przy Jacku Góralskim, a nie jednym z najlepszych napastników na świecie. Za mało było jakości w jego poczynaniach.

Krystian Bielik (5) – Zmiana na plus. Potrafił utrzymać się przy piłce pod presją rywala, zagrać nieszablonowo, groźnie strzelić. Dał selekcjonerowi sygnał, że ma ochotę na wyjściowy skład.

Jakub Błaszczykowski (3) – Nic ciekawszego nie zaprezentował. Unikał pojedynków, tylko od razu wrzucał i ani razu nie zrobił tego dobrze.

Dawid Kownacki (bez oceny) – Wszedł i tyle.

Fot. FotoPyk

Najlepsi ci, którzy wcześniej siedzieli na ławce. Noty po Japonii

Często śmiejemy się, że w naszej piłce najlepsi przeważnie są ci, którzy dotąd nie grali lub mieli epizodyczne role. Ale tym razem faktycznie tak było. Najwyższe noty za mecz z Japonią daliśmy Łukaszowi Fabiańskiemu, Kamilowi Glikowi i Rafałowi Kurzawie. Fabiański i Kurzawa wcześniej nie pojawili się na boisku, Glik zaliczył tylko końcówkę z Kolumbią. Może to pójście na łatwiznę, ale… ciekawe, co by było, gdyby jednak to na nich postawił wcześniej Adam Nawałka….

Skala ocen tradycyjnie 1-10. 

Łukasz Fabiański (6) – Już w 1. minucie musiał zachować czujność i dobrze interweniował przy wyjściu na linię pola karnego. Później obronił dwa mocne strzały i najtrudniejsze było za nim. Rywale w kolejnych minutach już go raczej nie zatrudniali. Fabiański musiał jedynie wyłapywać standardy i robił to bardzo pewnie.

Bartosz Bereszyński (5) – Niemrawy początek, pozwolił rywalowi na oddanie mocnego strzału, z którym jednak poradził sobie Fabiański. Z czasem się rozkręcił i coraz chętniej wbiegał na połowę Japończyków. Po jego dośrodkowaniu omal gola głową nie strzelił Grosicki. W drugiej połowie zachowywał solidność, raz też ładnie rozegrał akcję z „Grosikiem”, po której omal do sytuacji nie doszedł Lewandowski.

Jan Bednarek (5) – Doceniamy, że zdobył zwycięską bramkę i dokładnie przerzucał, ale fakty są takie, że na razie więcej z niego pożytku w ofensywie niż defensywie. Fatalnym rozegraniem sprokurował groźną akcję Azjatów przed przerwą, na szczęście nie zakończyli jej celnym uderzeniem. Nie zawsze kontrolował, co się wokół niego dzieje. Oczywiście miał też sporo udanych interwencji i koniec końców na pewno będzie kandydatem do występów w biało-czerwonych barwach na mecze jesienne.

Kamil Glik (6) – Niepewny w pierwszym kwadransie, nawet przy prostym rozegraniu zdarzały się problemy. Jak się już jednak wdrożył, to był Glik na normalnym poziomie. Dobrze się ustawiał, zaliczył kilka kluczowych interwencji, przy których zaprezentował maksymalne poświęcenie.

Artur Jędrzejczyk (5) – Poprawny występ. Niczym zbytnio nie zaimponował, nic wielkiego nie zepsuł. Biorąc pod uwagę jego problemy w Legii, to już naprawdę coś.

Kamil Grosicki (5) – Poza sytuacją bramkową, w pierwszej połowie w zasadzie go nie było, nie mógł się odnaleźć. W drugiej zaczął mieć więcej miejsca i mógł uzbierać nawet trzy asysty. Jedną zabrał sobie sam, niedokładnie dogrywając do Zielińskiego. Potem nie popisał się Lewandowski, a w trzecim przypadku naszego kapitana uprzedził obrońca.

Jacek Góralski (4) – W destrukcji robił swoje, jeździł na dupie, ale chwilami aż się prosiło, żeby jednak rozegrał i wykonał nieco trudniejsze podanie niż do tyłu do najbliższego. Z tym już był problem.

Grzegorz Krychowiak (3) – Znów irytował. Nie imponował w tyłach, zdarzało mu się prokurować nerwowe momenty, w grze do przodu nie miał nic do zaoferowania, ciągle zwalniał. Do tego ryzykownie zachowywał się przy stałych fragmentach dla rywali. Mniej szczęścia i sędzia w końcu podyktowałby rzut karny.

Piotr Zieliński (3) – Dobrze rozprowadził kontrę do Grosickiego, wcześniej mógł liczyć, że skrzydłowy Hull lepiej mu odegra i wypracuje sytuację, ale to w zasadzie tyle z jego „momentów”. Miał teraz pokazać więcej, bo presja mniejsza i nie pokazał. Jasne, niejeden raz partnerzy nie ułatwiali mu zadania pasywnością, jednak bywało i tak, że aż się prosiło, żeby podawał odważniej, a on zwlekał, zwalniał, holował i było po wszystkim. W ogólnym rozrachunku znów rozczarowanie.

Rafał Kurzawa (6) – Grał jak rutyniarz. Żadnych emocji, pewny w swoich poczynaniach. Groźnie dośrodkowywał z rzutów rożnych, asystował Bednarkowi, potrafił podać niekonwencjonalnie w akcji. Często schodził do środka i dobrze to wyglądało. Jego akcje mocno wzrosły.

Robert Lewandowski (2) – Co zrobić, takich mamy piłkarzy w tej kadrze, najwidoczniej na tyle nas stać. Tak mógł sobie pomyśleć Grosicki, gdy „Lewy” marnował jego świetne dogranie. Napastnik Bayernu jeszcze raz nie potwierdził klasy na wielkim turnieju. Sporo psuł i tracił, wina była głównie jego. Jedno świetne przyjęcie i przyspieszenie kontry to za mało, żeby stwierdzić, że zrobił swoje. Mimo wygranej – nie zrobił.

Łukasz Teodorczyk i Sławomir Peszko – bez ocen, grali za krótko.

1,1,1,1, 0 – oceny za Kolumbię

Jako że nasi piłkarze spieprzyli wszystko, co tylko dało się spieprzyć, czas wystawić im adekwatne oceny do tego, co zaprezentowali dzisiaj na boisku. Nie chcemy zbytnio przedłużać, zaznaczymy tylko, że tak słaba gra naszej reprezentacji rozbiła nam skalę, przez co jedynka nie jest wcale najniższą oceną.

Wojciech Szczęsny 1

Nie zrobił kompletnie nic. No sorry, ale skoro chcemy coś osiągnąć na mundialu, musimy mieć bramkarza, który jest w stanie nam pomóc. Nie przypuszczamy, że gdyby wybronił choć jeden strzał, obraz meczu uległby diametralnej zmianie, ale chyba nie wymagamy za wiele. Jakoś Ospina był w stanie pomóc Kolumbii, chociażby przy strzale Lewandowskiego…

Łukasz Piszczek 1

Najsłabszy z super zgranego, trzyosobowego bloku defensywnego. Łukasz, naprawdę nie wiemy, co się z tobą stało. Od tak doświadczonego zawodnika musimy wymagać konkretów, a on zaprezentował się tak, że pewnie zamachem na raz ograłby go dzisiaj Bartosz Śpiączka. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że słaba postawa Piszczka – teoretycznie lidera defensywy – nie wpływała negatywnie na pozostałych partnerów. Jak mówiła nam ostatnio Daria Abramowicz, psycholog sportu: „Istotny wpływ na zespół może mieć to, że zawodnik postrzegany przez pryzmat lidera albo kogoś bardzo ważnego dla drużyny z perspektywy roli emocjonalnej, nie wykorzystuje stu procent swoich zasobów”. Szkoda, że Piszczek nie wykorzystał nawet jednego procenta tych zasobów.

Jan Bednarek 1

Na początku dobre wybicia, umiejętna gra na wyprzedzenie, ale co z tego, skoro przychodzi moment najważniejszej próby, a Bednarek gubi krycie. Oczywiście pierwszy gol stawia cały nasz bloku defensywnego w niekorzystnym świetle, ale obrońca Southampton powinien zachować się znacznie lepiej. ZNACZNIE.

Potem, naturalnie, było już tylko gorzej, aż zeszliśmy do pułapu gry poniżej jakiegokolwiek poziomu.

Michał Pazdan 2

Jego możemy delikatnie wyróżnić, bo na jedynkę na pewno nie zasłużył. Na początku potwierdzał, że gdy przychodzi wielki turniej, potrafi przechylić wajchę dyspozycji na mistrzowską formę. Często znajdował się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, ale nie przesadzajmy z laurką, bo jednak otrzymuję od nas tylko „dwójkę”. Wszystko posypało się po pierwszym trafieniu. Zaczęły pojawiać się niedokładne podania i przegrane pojedynki. Często kluczowe.

Bartosz Bereszyński 1

Słabo w tyłach, fatalny z przodu. Jesteśmy w stanie wymienić jedną akcję, w której poradził sobie z rywalem i dośrodkował w pole karne. Ale niestety – była to niecelna wrzutka. Generalnie nie było z niego żadnego pożytku.

Grzegorz Krychowiak 1

Strata w 20. minucie, po której poszła groźna kontra, odpuszczone krycie przy golu, kryminał z pilnowaniem Falcao. I jeszcze ta niewykorzystana sytuacja w końcówce. Zapamiętaliśmy same negatywne momenty. Nic więcej dodawać nie trzeba.

Jacek Góralski 2

Wszedł w spotkanie zupełnie bez tremy. Jakby na mundialu miał rozegrał już z dziesięć meczów, a przecież był to dopiero jego debiut. Imponował – jak zawsze – walecznością. Dzięki niemu długo nie mieliśmy luk z tyłu, ale za to w ofensywie nie dawał nam nic. Później trochę się pogubił, jak każdy z naszych zawodników. No ale zapisujemy po jego stronie malutki plusik. Właśnie za te wślizgi i ofiarność, bo jak spoglądaliśmy na takiego Lewandowskiego, który podnosił się z ziemi dwa kwadranse, to… a zresztą, za chwilę do niego dojdziemy.

Piotr Zieliński 1

No to jak Piotrek? Byłeś ustawiony za wysoko, za nisko, biomet był niekorzystny, może wstałeś lewą nogą? Super gra na alibi, właśnie tego od ciebie wymagaliśmy. Cieszymy się, że przynajmniej wychodziła ci większość podań do tyłu, mniej więcej o to chodziło w taktyce, w której – przy dwóch defensywnych pomocnikach – masz być głównym kreatorem. Mniej więcej.

Maciej Rybus 1

Niemiłosiernie objeżdżany przez Cuadrado. Dobra, zablokował kilka jego dośrodkowań w pierwszej połowie, ale to, co robił później, było kryminałem. Boimy się, że nie odkręci się jeszcze bardzo długo. Podsumowaniem jego występu jest pogoń za Kolumbijczykiem przy trzecim trafieniu… Albo próba pogoni.

Dawid Kownacki 1

Strata, niedokładne podanie, strata, niedokładne podanie. Nie uniósł ciężaru tego spotkania, był bezbarwny i bezproduktywny. Tym bardziej doceniamy zmysł taktyczny naszych reprezentantów, którzy widząc jego nieporadność, co chwilę dostarczali mu piłki, by ten zaliczał kolejne straty.

Robert Lewandowski 0

Uwaga! Konfetti, fanfary, wchodzi nasz kapitan. Naszła nas jedna refleksja w związku z jego występem. Dobrze byłoby, gdyby po przegranych pojedynkach – czytaj: po każdym pojedynku – jednak wstawał, a nie siedział na dupie i machał rękami. Z gry KOMPLETNIE wyłączył go Yerry Mina. Tak, ten Yerry Mina, rezerwowy FC Barcelony. Robert nie miał wsparcia, to fakt, ale powiedzmy wprost – od kapitana, podobno, według wielu, najlepszego napastnika na świecie, oczekujemy czegoś więcej niż spieprzonej setki, która mogła dać nam remis. To zdecydowanie nasz najsłabszy zawodnik w dzisiejszym spotkaniu. Zepsute podanie w pole karne przy kontrze, przegrany pojedynek, gdy dostał prezent od obrońcy. Dramat.

No nic, czekamy na kolejne hat-tricki w eliminacjach.

Kamil Grosicki 1

A to on był w ogóle na boisku? Ponad pół godziny? Co wy mówicie?